poniedziałek, 21 stycznia 2013

Nowe wieści

rozdział 4.

Nowe wieści

Tajemniczy gość zbliżał się. Hermiona od razu go rozpoznała. Czarnoskóry mężczyzna, był to Kinghsley Shacklebolt. Auror nie był ubrany tak jak zwykle lecz w czarny garnitur. Jego złoty kolczyk w kształcie obręczy powiewał na uchu.
- Witaj, co Cię sprowadza do nas o tej porze? - podszedł do niego pan Weasley, nie krył zdziwienia.
- Mam dwie wiadomości, jedną dobrą, drugą nie za ciekawą. - odpowiedział powolnym , głębokim głosem. - Został wybrany nowy minister magii. - kontynuował - Od dziś ja piastuję ten urząd. Druga wiadomość dotyczy pogrzebu Freda. - przerwał na chwilę - Dochodzą nas słuchy w ministerstwie , że już na dwóch pogrzebach były zamieszki. Nie zbadaliśmy jeszcze do końca ale biuro aurorów jest cały czas w gotowości.
- Czyżby dalej zwolennicy Voldemorta? - zapytał zdziwiony Charlie. który właśnie przyszedł do namiotu. - trzeba na nich uważać mamo - zwrócił się do matki.
- Arturze, rozmawiałem z aurorami i są gotowi na pilnowanie porządku na pogrzebie. Myślę, że damy radę. - uspokajał ich.
- Chodź do domu, omówimy wszystko przy herbacie. - zaproponował pan Weasley.
Wszyscy się rozeszli. Przy stole została tylko Hermiona i Ron.
- Myślisz, że śmierciożercy wrócą? - zapytał przerażony Ron
- Według mnie trzeba uważać tak jak mówił Charlie. Niedawno Voldemort zginął ale nie wszystkich zdążyli złapać.
- No tak Malfoy'owie! - zbulwersował się chłopak.
- Czemu Kinghsley jest u nas w domu? - Wołała już od drzwi Ginny.
Dziewczyna wraz z Harrym szła ku parze. Hermiona zauważyła , że trzymają się za ręce. Po dziwnej minie Rona widać było, że on też to zauważył. Nikt nie zdarzył cokolwiek powiedzieć , bo nagle Ron wybuchnął.
- Ginny pość Harry'ego ! Jak Was mama zobaczy to będzie zła. Mnie się oberwało już. Pewnie teraz też by coś powiedziała gdyby nie wizyta ministra.
Ginny zlekceważyła słowa swojego brata. Nie zwracając uwagi na nic ponowiła pytanie bezpośrednio do Hermiony.
- Czemu Kinghsley jest u nas w domu?
Harry także zaciekawiony czekał na odpowiedź, gdy nagle usłyszeli głośny trzask przy Ginny. To był George. Teleportował się z pokoju. Wydawał się Hermionie trochę weselszy od ostatniego ich spotkania w Norze.
- Wystraszyłeś mnie George ! - zawołała Ginny.
- Właśnie tak planowałem - zażartował - Wiecie co to za zamieszanie w domu?
- Ja też o to pytam już jakiś czas. - ponaglała Ginny.
Hermiona wyjaśniła im wszystko.
- Więcej nie wiem, bo poszli do kuchni. - dokończyła.
Gdy Hermiona kończyła zdanie na podwórko wyszedł nowy minister i państwo Weasley.
Hermiona zdołała usłyszeć tylko fragment ich rozmowy.
- To wszystko ustalone, jutro o 11 świstoklik. - usłyszała pana Weasleya
- A o 9 będą u Was Frank i Susan - skończył Kinghsley.
Molly pożegnała się z czarnoskórym czarodziejem i podeszła do namiotu.
- Zaraz jedziecie z ojcem do Londynu kupić marynarki. - oznajmiła stanowczo.
- Hermiono przypilnuj ich , wiesz jaki jest Artur wśród mugoli. - prosząc Hermionę odwróciła się do męża i pokręciła głową z niezadowoleniem.

***

Harry, Ron, George i pan Weasley czekali przy kominku , gdy Hermiona wraz z Ginny zeszły do salonu. Hermiona była ubrana zwyczajnie ale w ciemne kolory. Gdy zobaczyła pana Weasleya uśmiechnęła się w duchu. Artur był ubrany w czarne sztruksowe spodnie i obcisłą koszulkę bez rękawów , na głowie miał słomiany kapelusz.  Od razu pomyślała sobie , że chyba będzie się wyróżniał ale nie chciała mu zwracać uwagi aby mu nie zrobić przykrości. Na szczęście reszta mężczyzn wyglądała jak przeciętni mugole.
- Tato, do Londynu dostaniemy się siecią Fiuu? - zapytała Ginny.
- Tak wylądujemy na pokątnej, a później idziemy do centrum. - odpowiedział - tak mówią mugole na wielki budynek pełen sklepów z ubraniami. Zgadza się Hermiono? - zwrócił się pan Weasley do Hermiony, był tak dumny z siebie , że dziewczyna zauważyła uśmiech na jego twarzy.
- Tak, tak to jest centrum handlowe. - wyjaśniła.
Ustawili się w rzędzie przed kominkiem. Pierwszy stał Ron.
- To na pokątną? - zapytał, lecz nie czekał na odpowiedź tylko nabrał do ręki srebrno - zielonego proszku i wszedł do kominka.
- Na pokątną! - krzyknął.
Hermiona nie była zdziwiona widokiem znikającego Rona w płomieniach. W świecie czarodziei nie pierwszy raz podróżowała w ten sposób. Za Ronaldem w kominki zniknął George i reszta. W salonie została tylko Hermiona. Wiedziała co ma robić. Poprawiła swoja ulubioną czerwoną torebkę i weszła do kominka. Gdy rzuciła proszek krzyknęła.
- Na pokątną !
Cały salon zaczął wirować. Hermiona mijała wiele kominków lecz szarpnęło i nagle zaczęła spadać. Zakurzona wylądowała w kominku w Dziurawym Kotle. Na miejscu wszyscy czekali tylko na nią.
- Masz mugolskie pieniądze? - zapytał podekscytowany ojciec Rona.
- Muszę iśc do bankomatu. - odpowiedziała Hermiona. - Cztery garnitury i dwie sukienki. Czekają Nas spore zakupy. - ostatnie zdanie powiedziała bardziej do siebie niż do nich.
Powoli spacerowali przez zatłoczone ulice Londynu. Pan Weasleys wszystkim się przyglądał z wielkim zafascynowaniem. Co chwilę komentując samochody albo ubiór mugoli.
- Fascynujące, fascynujące .. - powtarzał wkółko.
Hermiona trochę bała się wizyty w tylu sklepach widząc obsesję pana Weasleya.
- Hermiono jakie są tu sklepy? - odezwał się George.
- Chodźmy do środka tam jest mapa.
Na miejscu Hermiona zagłębiła się w lekturze. W myślach układała plan gdzie muszą iść.
- Hermiono, czy to jest apteka? Tam są różne ciekawe eliksiry? - zapytał George.
Hermiona zauważyła jego błysk w oku.
- Ok. Wyciągnę tylko pieniądze. - zaczęła lecz przerwał jej pan Weasley.
- Z bankomatu !
- Tak , tak bankomatu.
Odeszła na chwilę.
Gdy wróciła odezwała się do Georga.
- Masz tu trochę pieniędzy. Tylko nie wydaj wszystkiego. - ostrzegła go.
- Ron chodź ze mną ! - zawołał do brata.
- Przyjdźcie do sklepu 175 ! - zawołała za nimi zrezygnowana Hermiona.
Dziewczyna była zła na swojego chłopaka ale zarazem na sercu zrobiło jej się cieplej , bo widziała Georga uśmiechniętego.
Reszta dnia zleciała im na przymierzaniu garniturów i sukienek.
Pan Weasley nie mógł się nadziwić uważał, że krawaty są jak smycz. Ale skoro mugole je noszą to on też chce.
Gdy zrobili wreszcie zakupy pan Weasley odezwał się do wszystkich.
- Do domu teleportujemy się z jakiegoś cichego, ciemnego miejsca - powiedział półgłosem. - Chyba ktoś nas obserwuje.
W napięciu wyszli z centrum handlowego i powędrowali na skrzyżowanie dwóch małych uliczek.
- Chodźmy za tą kamienicę. - zaproponował Artur.- złapmy się za ręce. Teleportacja łączna.
Wszyscy bez słowa podeszli i zrobili tak jak kazał pan Weasley. Nagle świat zawirował Hermionie. Poczuła szarpnięcie w okolicach pępka, ale tego rodzaju teleportacje dobrze pamiętała.
Cała grupa wylądowała na łące przed ogrodem Nory. Hermiona idąc ścieżką zauważyła na podwórku pełno rozłożonych namiotów. Przypomniały jej się mistrzostwa świata w Quidditchu.
 

8 komentarzy:

  1. Świetne, masz talent :)
    Ja dopiero zaczynam, i nie wiem czy coś z tego wyjdzie: http://dalszelosy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny blog. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zawsze spaniały rodział ! Nie moge się doczekać kolejnego! masz talet dziewczyno! Weny życzę !! Zawsze wierna czytelniczka !
    ~Fojcia

    OdpowiedzUsuń
  4. Powinnaś byc prawa ręką J. K. Rowling :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale masz łeb!! Rowling mogłaby z tobą współpracować. Zacznij pisać własne historie, może w przyszłości uda Ci się coś wydać ;) !
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Komentarz niestety będzie krótki.
    Bardzo mi się spodobała twoja notka. Jest taka realistyczna. Dobrze że George jakoś się pozbierał po śmierci Freda. Chociaż Hermiona czasami mi troszkę zgrzyta, ale poza tym jest ok. Ja osobiście nie mogę się już doczekać akcji z rodzicami. Jestem bardzo jej ciekawa.
    Pozdrawiam gorąco!
    RavenZuza

    OdpowiedzUsuń
  7. kolczyk powiewał na uchu. Ja pitole, jakbym na krześle była to bym z niego spadła. Powiewać to coś może na wietrze, ale na uchu?
    Ginny pość Harry'ego ! Przed znakami interpunkcyjnymi nie stawia się spacji. POŚĆ? POŚĆ?!?! No naprawdę to to już mnie nawet z łózka zwaliło, pość hehe
    Po marynarki to raczej można było na Pokątną do Madame Malkin(czy jakoś tak, nie pamiętam). Raczej miała na składzie takie cudo jak marynarka.
    Nawet Pan Artur nie był by tak tępy by ubierać słomiany kapelusz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jemu powiewał kolczyk, bo tak chciała. Pisząc tutaj bloga blogger sam poprawia ortografię i czasami zamienia i słowa zamiast 'puść' przekształcił na 'pość'. Widzisz nie sprawdzam tekstu przed dodaniem.
      W mojej opowieści nie udali się na pokątną tylko do mugolskich sklepów. Przeszkadza Ci to to nie czytaj.
      pozdrawiam.

      Usuń