poniedziałek, 25 lutego 2013

Londyn.

rozdział 17.

Londyn.

Hermiona obudziła się bardzo wcześnie. Siedząc na łóżku spojrzała w okno.
Było jeszcze ciemno, a gwiazdy mocno świeciły na granatowym niebie.
- Trzeba już wstać. - pomyślała.
Zeszła z łóżka bardzo po cichu, ponieważ Ginny spała na swoim w tym samym pokoju. Niestety trochę zaskrzypiało.
Rozejrzała się po ciemnej sypialni.
Krzywołap leżał zwinięty w kłębek na starym fotelu obok okna.
Ubrała się, wzięła swoją małą, czerwona torebkę i wyszła, aby obudzić chłopców.
O dziewiątej mieli odlecieć samolotem z Londynu do Polski.
Bardzo cicho otworzyła drzwi do sypialni Georga.
Były tam dwa łóżka bliźniaków. Jedno stało puste.
Stojąc cały czas w progu odezwała się półgłosem.
- George, chodź na śniadanie.
Chłopak otworzył najpierw jedno oko i spojrzał na dziewczynę, po chwili otworzył drugie i odpowiedział.
- Tak wcześnie? 
Zobaczył groźną minę i już łagodniejszym tonem powiedział.
- Już wstaję, nie denerwuj się.
Hermiona wyszła i zamknęła za sobą drzwi.
Idąc na palcach, aby nie obudzić państwa Weasley, kierowała się do sypialni Rona i Harry'ego.
Drzwi były tylko lekko przymknięte, więc je popchnęła i weszła do środka.
Smacznie spali. Klatka na sowę była pusta.
Świstoświnka nie wróciła od Wojtka.
Rudowłosy chłopak pochrapywał. Dziewczyna najpierw podeszła do Harry'ego.
- Wstajemy Harry.
Szturchnęła go w ramię.
Od razu się przebudził i przymrożonymi oczami spojrzał przed siebie.
- Ron ! - zawołała.
Nie zwracając na podniesiony głos Hermiony obrócił się na drugi bok.
Dziewczyna zirytowana podeszła do łóżka i ściągnęła z jego ciała czerwono-żółty koc.
- Ronaldzie ! Nie mamy czasu na twoje wylegiwanie się.
Zawsze tak się do niego zwracała, gdy była na niego zła.
Obudził się nagle i zrobił bardzo groźną minę, chciał coś odpowiedzieć, ale zrezygnował.
Prychnęła na niego jak kot i usiadła na łóżku Harry'ego.
- Przecież już wstaję.
- To ja idę przygotować nam śniadanie.
Gdy wyszła z pokoju, chłopcy zaczęli się powoli zbierać.
Po cichu zeszła drewnianymi schodami do kuchni.
Było bardzo ciemno, więc oświeciła kilka świec.
Dopiero po chwili zauważyła, że na stole stoi wielki napełniony dzban i duży talerz pełen kanapek.
Pani Weasley zadbała o dzieciaki.
Musiała wstać dużo wcześniej niż oni i zrobiła pyszne śniadanie.
- Dziękujemy. - wyszeptała.
Wiedziała, że jej nie usłyszy, ale była bardzo wdzięczna.
Gdy usiadła na krześle do kuchni pierwszy wszedł George.
- O ! Tak szybko?
- Twoja mama zadbała o wszystko.
Usiadł obok i zabrał się za jedzenie.
- Cześć George. - przywitał się Ron i Harry.
 Wszyscy czworo zajadali się kanapkami.
- Nie budziłam Ginny.
- I tak wczoraj pożegnałem się z nią. - odezwał się Harry i puścił oczko.
Ron uśmiechnął się pod nosem.
- Hermiono, wiesz o tym, że mieliśmy pogadać? Ciągle nie mamy dla siebie czasu.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, nie chciała o takich sprawach rozmawiać przy świadkach.
Udając, że nie usłyszała zmieniła temat.
- Spakowani?
- Ja już plecak przyniosłem.
- Ja też. - Harry wskazał palcem na czarny plecak, który leżał obok stołu.
- A Ty Ron?
Chłopak wziął ostatnią swoją kanapkę do ręki i pobiegł schodami do swojego pokoju.
- Pobudzi wszystkich. - zirytowała się Hermiona.
Gdy już wszyscy zjedli, wyszli na korytarz.
Bardzo po cichu,że ledwo ją było słychać, dziewczyna przemówiła.
- Wyjdziemy do ogrodu i teleportujemy się do Londynu.
Powoli jeden za drugim wyszli na podwórze.
Słońce już wychodziło po niebie coraz wyżej.
Pogoda zapowiadała się znakomita. Bezchmurne niebo zapowiadało ciepły dzień.
Koło starej szopy przebiegły dwa gnomy. Nikt ich nie zauważył, każdy był zamyślony o dzisiejszej podróży.
Gdy szli ścieżką coraz dalej od domu, nagle odezwała się Hermiona.
- Podejdźcie tutaj bliżej, złapiemy się za ręce i teleportujemy.
Posłusznie wykonali polecenie, zrobili okrąg i złapali się za dłonie.
- Mamy wszystko?
Hermiona nerwowo zajrzała do torebki. Cztery bilety leżały na wierzchu.
- Ok. Raz, dwa , trzy !
Miała wrażenie, że szybuje gdzieś bardzo wysoko i szybko.
Nagle wylądowali w jakiejś małej, zaciemnionej uliczce.
- Już na miejscu?- zapytał George poprawiając sobie rudą czuprynę.
To miejsce gdzie wylądowali było bardzo nieprzyjemne, brudne i wydawało się być niebezpieczne.
- Idziemy teraz na lotnisko. Jest tu zaraz niedaleko. Idziemy ja zwykli, przeciętni mugole. Mamy się nie wyróżniać. Pamiętajcie o tym.
Gdy przeszli kilkanaście metrów, za najbliższym zakrętem ukazała im się wielka, zaludniona ulica.
Przy każdym sklepie były ogromne, kolorowe reklamy. Co chwilę mijali grupki turystów.
Ron przypadkiem podsłuchał jedna przewodniczkę, która mówiła w nieznanym mu języku.
- Spokojnie dzieciaki. Zaraz pojedziemy do Muzeum Londyńskiego.
Gdy skręcili w prawo na mniej ruchliwą ulicę, nagle Hermiona zatrzymała się.
Jej uwagę przykuła starsza kobieta. Była dość dziwacznie ubrana jak na mugolkę.
Przyjaciele nie zauważyli staruszki.
- Chodź, bo się przez ciebie spóźnimy. - poganiali ją.
Przyspieszyła kroku, a za nią chłopcy.
- Jesteśmy na miejscu. - powiedziała gdy stanęli przed wielkim zaszklonym budynkiem.

***

- Nareszcie mogę odpocząć. - powiedział Ron siadając wygodnie w swoim fotelu.  
George usiadł przy oknie i nic się nie odzywając przykleił nos do szyby.
- Mam nadzieję, że nie puści pawia. - zaśmiał się z niego młodszy brat.
Harry'ego także lekko rozbawił ten żart.
Hermiona pełna spokoju usiadła pomiędzy braćmi.
- Nie macie się czego obawiać. - próbowała uspokoić rudowłosego chłopaka. - To podróż jak pociągiem. Szybko minie.
Skończyła i wyciągnęła ze swojej torebki grubą książkę ' Merlin jako mistrz eliksirów '.
Gdy lecieli już dość długo George zasnął, a Harry z Ronem rozmawiali o drużynach Quidditcha.
Ron spojrzał na Hermionę, która była zaczytana w lekturze, gdy nagle usłyszeli.
- Proszę państwa ! Proszę o zapięcie pasów. Podchodzimy do lądowania.
Dziewczyna schowała opasłą księgę do torebki i odezwała się.
- Jesteśmy na miejscu.       

czwartek, 21 lutego 2013

Przygotowania.

rozdział 16.

Przygotowania.

Dziewczyna weszła do Dziurawego Kotła. Rozejrzała się w progu.
W porównaniu z ich pierwszą wizytą tutaj dzisiaj, teraz było o wiele więcej gości.
Prawie wszystkie stoliki były zajęte.
Hermiona podeszła do tego samego stolika co rano.
Usiadła i rozglądała się. Przy barze siedziała dziwnie ubrana czarownica. Jej ubranie miało kolor zgniłej zieleni, a kapelusz z wielkim rondem w kolorze kanarkowym.
W barze nie było jeszcze Harry'ego i Rona. Do dziewczyny podszedł Tom.
- Witam. Podać coś?
Hermiona zastanowiła się chwilę i zamówiła sok dyniowy.
Gdy popijała sok, wyciągnęła z torebki cztery bilety.
Po pewnym czasie, gdy Hermiona zaczęła się martwić o przyjaciół, Ron i Harry weszli do baru.
Trzymali w rękach trzy torby.
Harry od razu podszedł do dziewczyny, ale Ronald doszedł do baru i powiedział coś barmanowi.
Gdy już wszyscy troje siedzieli przy stoliku kelner podszedł do przyjaciół. Przyniósł trzy piwa kremowe.
- Na mój koszt - powiedział Ron z wielkim uśmiechem na twarzy.
- To Twoje zdrowie Ron. - powiedział Harry i wszyscy troje podnieśli kufle w górę.
- Jutro o dziewiątej mamy samolot. Jak wrócimy trzeba wysłać sowę do Wojtka.
- To zaczniesz dzisiaj ważyć eliksir? - zapytał Harry.
Dziewczyna wzięła łyk piwa i odpowiedziała.
- Tak początkowy wywar, a Ginny go będzie podgrzewać w naszą nieobecność.
Przyjaciele dopili resztę piwa i pożegnali się z barmanem Tomem.
Podeszli do kominka w drugim roku baru. Pierwszy Harry wziął garść proszku Fiuu i wszedł do paleniska.
- Nora! - krzyknął.
Hermiona obejrzała się na Rona. Chłopak kiwnął ręką, aby pierwsza weszła.
Dziewczyna chwilę stała i z garścią pełną proszku Fiuu weszła do kominka.
- Nora !
Znowu szybowała pomiędzy różnymi kominkami, gdy nagle wylądowała w salonie państwa Weasley.
Na sofie siedział Harry z Ginny. Czekali na przyjaciół. Dwie torby z ziołami leżały na stole.
Hermiona otrzepała się z kurzu i podeszła do nich.
Zwróciła się do rudowłosej dziewczyny.
- Ginny. Zaraz jak Ron przyleci to idziemy po kociołek i u chłopców w pokoju zaczniemy ważyć eliksir.
Zobaczyła przerażoną minę przyjaciółki.
- Spokojnie. Wszystko Ci wytłumaczę. Jeśli będziesz chciała to zapiszę.
- Byle nie wypracowanie. - zaśmiał się Harry by rozluźnić atmosferę.
W tym momencie z kominka wyszedł Ron.
Był cały brudny przez podróż siecią Fiuu.
W ręce trzymał siatkę pełną składników, które  mieli kupić n ulicy Pokątnej.
Podszedł do przyjaciół i położył torbę na stole, a sam rzucił się na sofę.
Na jego twarzy było widać ogromnie zmęczenie.
- Ale to był męczący dzień. - powiedział. - Ginny, przynieś nam coś do picia.
- A co ja jestem? - oburzyła się.
- Nie kłóćcie się! - zawołała Hermiona. - Chodźmy już na górę.

***

Gdy czworo przyjaciół weszło do sypialni chłopców od razu usiedli na podłodze.
- Harry przynieś kociołek z mojego pokoju. - poprosiła przyjaciela.
Gdy wyszedł, Hermiona wyciągnęła wszystkie składniki z toreb.
- Jest mięta, szałwia, siedem zębów kotołaza, osiem skrzydeł nietoperza, suszone zioła minojskie, oczy drapieżnych niedźwiedzi...
Dziewczyna wymieniała wszystkie składniki, aby sprawdzic czy jest wszystko kupione.
W międzyczasie do pokoju wrócił Harry z kociołkiem.
Położył go na środku pokoju.
Hermiona przybliżyła się do kociołka.
- Aguamenti - z różdżki wytrysnął strumień wody prosto do kociołka.
Napełniła go nie do końca wodą.
Wzięła do ręki mięte i kilka innych zielonych ziół i podeszła do stołu. Posiekała je dokładnie w kostkę.
- Wiesz co dalej? - zapytał zaciekawiony Ron.
Obejrzała się na niego i przymrużyła oczy.
- To przynieś moje wszystkie książki z pokoju. - poprosiła swojego chłopaka.
Wstał i posłusznie bez słowa wyszedł z pokoju.
Hermiona podeszła do już podgrzanej wody i wrzuciła składniki.
Zamieszała pięć razy zgodnie ze wskazówkami zegara.
Przyjaciele patrzyli na to wszystko bez słowa, aby jej nie przeszkadzać.
Gdy Ron wszedł do sypialni przed nim leciało kilka książek.
Poprowadził je różdżką i położył obok Ginny.
- Trzask -
Nagle przy łóżku Harry'ego pojawił się George.
Teleportował się ze swojego pokoju.
- Słyszałem, że już wróciliście z Pokątnej. - powiedział. - Macie bilety? - zapytał z wielkim przejęciem.
Hermiona spojrzała na rudowłosego chłopaka i odpowiedziała.
- Tak. Jutro o dziewiątej mamy samolot. - nagle zrobiła wielkie oczy jakby jej się coś przypomniało. - Właśnie ! Napisz do Wojtka list, żeby jutro po nas na lotnisko przyleciał.
- Już się robi.
-Napisz, że wylądujemy w Krakowie. - dodała.
 George podszedł do stołu. Wziął pergamin i pióro. Napisał krótki liścik.

Jutro przylecimy samolotem do Ciebie.
Wylatujemy o dziewiątej. Czekaj na nas 
w Krakowie na lotnisku.

George.

 Wstał z krzesła i podszedł do  klatki Świstoświnki. Bez pytania  wyjął sowę i przyczepił jej do nóżki liścik.
- Leć do Wojtka. - powiedział do sowy i wypuścił ją przez okno w sypialni.
Hermiona spojrzała na Ginny.
-Weź pergamin i pióro, zanotujesz co będziesz robić w naszą nieobecność.
Przyjaciółka posłusznie wzięła do ręki pióro. I gotowa do notowania uśmiechnęła się do Hermiony.
Spojrzała do jednej, drugiej i trzeciej książki, aż w końcu przemówiła.
- Jutro o dziewiątej wylatujemy, więc po jedenastej podgrzejesz wywar do osiemdziesięciu stopni. Później co cztery godziny podgrzejesz go trzy razy.
Ginny dokładnie wszystko pisała, aby o niczym nie zapomnieć, bo to był bardzo ważny eliksir.
- To jest ważne. - dodała. - Pojutrze dodasz posiekaną bardzo drobno wątróbkę. Za dwa dni dodasz co godzinę od dziewiątej po jednym oku, przy okazji podgrzewając eliksir do czterdziestu stopni...
Gdy podawała dokładną instrukcję do wywaru, George teleportował się do swojego pokoju.
- To może mu się spakujemy już? - zaproponował Harry Ronowi.
Chłopcy wstali z dywanu i podeszli do swoich łóżek, aby się spakować.
-... To tyle. Jeśli jeszcze do tego czasu nie wrócimy to prześlę ci sowę z dalszymi instrukacjami.
- Nie wiecie jak długo będziecie w Polsce? - zapytała Ginny.
- Niestety nie. Gdy znajdziemy składnik to od razu wrócimy, aby go dodać do eliksiru. Później czeka nas podróż do Włoch.
Chłopcy zdążyli się już spakować.
- Chodźmy na kolację. Ja też muszę przygotować się do jutrzejszej podróży. A trzeba wcześnie wstać.
Wszyscy czworo zeszli do kuchni zostawiając eliksir w kociołku na środku pokoju.         
              

wtorek, 19 lutego 2013

Dziurawy Kocioł.

rozdział 15.

Dziurawy Kocioł.

Hermiona leżała w łóżku. Na kocu przy nogach dziewczyny wylegiwał się Krzywołap.
Ginny w łóżku obok chrapała. Była w głębokim śnie.
Hermiona spojrzała w okno.
- Już ranek. - pomyślała.
Wiedziała, że przy śniadaniu czek ich ciężka rozmowa z panią Weasley.
Wstała, aby się ubrać.
Nagle głośny trzask.
-Aua! - krzyknęła Hermiona.
Usiadła u złapała się za duży palec u prawej nogi.
Gdy wstawała z łóżka uderzyła prawą nogą w szafkę, która stała niedaleko.
- Co się stało? - zapytała rozespana Ginny.
Patrzyła się na przyjaciółkę i przetarła oczy.
Obudził ją głośny stukot i krzyk.
- Przepraszam. - wyszeptała. - Nie chciałam cię obudzić.
Zrobiła przepraszającą minę i ponowiła próbę wstania z łóżka.

***

Z kuchni wydobywały się cudowne zapachy śniadania. Pani Weasley szykowała dla wszystkich pyszne śniadanie. Miała dobry humor i nuciła sobie coś pod nosem.
Przy stole siedzieli już wszyscy Weasley'e, Harry i Hermiona.
George mrugnął do Hermiony. Wczoraj ustalili , że to ona wyjaśni wszystko pani Weasley.
- Smakuje wam kochaneczki? - zapytała Molly.
Wszyscy pokiwali głowami.
Gdy pojedli, a pan Weasley z Percym polecieli do Ministerstwa w kuchni została tylko Hermiona i mama Rona.
- Chciałabym z panią porozmawiać. - zaczęła dziewczyna.
Usiadła na krześle przy stole i spojrzała na panią Weasley.
Kobieta stała przy naczyniach, ale odwróciła się.
- Oczywiście. Już moja droga. 
I usiadła obok dziewczyny przyglądając jej się cały czas.
Minę miała bardzo przyjazną i zaciekawioną.
Hermiona zebrała myśli i powiedziała.
- Wie pani o tym, że zmodyfikowałam pamięć swoim rodzicom rok temu. Chciałabym, aby wrócili do siebie, do mnie. Jednakże to nie jest takie proste jak mi się wtedy wydawało. Zbyt dużo czasu minęło. - na chwilę przerwała i spuściła wzrok na swoje buty.
Bała się jak zareaguje gdy powie, że Ron i George chcą z nią wyjechać, chcą pomóc.
Kontynuowała trudna rozmowę.
- Muszę zrobić bardzo skomplikowany eliksir. Do niego potrzebuję kilku składników, które dostane jedynie szukając ich zagranicą. 
- Rozumiem cię kochanieńka. Rodzina jest najważniejsza.
Powiedziała to i przytuliła Hermionę do siebie.
Dziewczyna poczuła wielką ulgę. Także pani Weasley chce ją wspierać w tych trudnych dla niej chwilach.
- Ron i George zaproponowali mi pomoc, Harry też. Oczywiście Ginny także. Tylko nie pozwoliłam jej, ponieważ nie ukończyła jeszcze siedemnasty lat.
- Wiedziałam od samego początku, że Ron i Harry nie zostawią cię z tym samej. Jesteście dobrymi przyjaciółmi. - Hermiona zauważyła łzy w oczach Molly. - Cieszę się, że jednak  Ronald wyrósł na porządnego mężczyznę.
Uśmiechnęła się do dziewczyny i łza spłynęła po jej pulchnym policzku.
- Za chwilę na Pokątną lecimy. - zaczęła ponownie.
- Siecią Fiuu będzie szybciej. - zaproponowała pani Weasley.
- Dobrze.
- A ja tobie w jaki sposób mogę pomóc? - zaoferowała się Molly. - Ty zawsze tyle dla nas robisz, poświęcasz.
- Jeśli będzie taka potrzeba to oczywiście panią poproszę o pomoc.
Hermiona wstała od stołu i poszła po chłopców do ich sypialni.
Ron i Harry siedzieli na swoich łóżkach. Gdy dziewczyna weszła do pokoju przerwali rozmowę.
- I co mama mówiła? - zapytał od razu rudowłosy chłopak. - Nie słyszeliśmy krzyków ani lamentów. - zażartował.
Harry zaśmiał się pod nosem.
- Ron, twoja mama bardzo spokojnie to przyjęła i jest z ciebie bardzo dumna.
Chłopcy zrobili bardzo zdziwione miny i zaczęli się śmiać głośno.
Hermiona urażona podeszła do stolika, wzięła karetkę i pióro i zaczęła pisać.
- Co tam skrobiesz? - zapytał Harry.
- Listę dla was. Zaraz przecież na Pokątną. Wy pójdziecie po te zioła, a ja skoczę do Londynu po cztery bilety na samolot.
- Samolot? - powtórzył Ron.
Hermiona spojrzała na chłopaka i pokręciła głową.
-Oh Ron. Przecież pisał Wojtek, że nie przekroczymy granicy w magiczny sposób. Więc teleportacja, świstoklik i miotły odpadają.
Dziewczyna nie pierwszy raz będzie leciała samolotem. Wiele razy  wyjeżdżała z rodzicami na wakacje za granicę.
Dla chłopców to będzie nowość. Harry mieszkając u Dursley'ów nigdy nie wyjeżdżał. Gdy oni jechali na wakacje to on zostawał u pani Figg.
- Szykujmy się. - oznajmił Harry.
Hermiona wstała i złożyła karteczkę i dała do ręki Ronowi.
- To macie kupić. Wszystko. A teraz chodźmy.
Wszyscy troje wyszli z pokoju.
Zeszli drewnianymi schodami do salonu w Norze. Na kominku stał pojemnik z pyłem.
Był to proszek Fiuu.
Pierwsza do kominka weszła Hermiona. Poprawiła sobie czerwoną torebkę. Wzięła proszek do garści i
- Na Pokątną! - krzyknęła i rzuciła pyłem w nogi.
Wirowała w ciemnościach. Co chwilę mijala jakiś kominek.
Nagle spadała w dół. Wylądowała gwałtownie na nogach. Utrzymała równowagę i wyszła z kominka o własnych siłach.
Otrzepała sobie sukienkę z popiołu.
Hermiona znalazła się w Dziurawym Kotle. Była to knajpa pomiędzy ulicą Pokątną, a mugolskim światem.
Podszedł do niej barman Tom i zapytał.
- Witam Cię młoda panno. Mogę w czymś pomóc?
W tej chwili w kominku pojawił się Harry.
- Dzień dobry Harry Potter'ze. - przywitał się i skłonił nisko.
- Witaj Tom. My tylko przejazdem.
Barman uśmiechnął się i widać było jego szczerbate zęby,odszedł.
W kominku stał już Ron. Zrobił krok i BUM.
Przewrócił się na posadzkę.
Przeklął pod nosem leżąc na podłodze.
- Oh Ronaldzie. - dziewczyna podeszła do niego i pomogła  mu wstać.
Wszyscy troje podeszli do stolika, który mieścił się w rogu.
Barman poraz kolejny podszedł do przyjaciół.
- Chcecie coś zamówić? - zapytał.
- Trzy kremowe piwa. - powiedział Harry.
Tom odszedł ale po chwili wrócił z trzema kuflami.
- Ja pójdę po bilety. Jutro lecimy.
- Dobra. Spotkamy się za dwie godziny tutaj.
Gdy dopili piwa kremowe, każdy poszedł w swoja stronę.
Hermiona wyszła na mugolską ulicę. Słońce było już wysoko na niebie. Dziewczyna kierowała się prosto na przystanek autobusowy.

***

Wracała tą samą drogą do Dziurawego Kotła. W swojej torebce miała cztery bilety lotnicze do Polski. Następnego dnia mieli samolot bardzo wcześnie. 
              

piątek, 15 lutego 2013

Wizyta

rozdział 14.

Wizyta.

Harry, Ron, Hermiona i Ginny pomagali pani Weasley w uprzątnięciu gratów w starej szopie Artura Weasley.
- Tyle tu niepotrzebnych mugolskich rzeczy. Nawet nie wiem do czego służą. - narzekała Molly.
Co chwilę Hemiona tłumaczyła co jak się nazywa.
- To jest mikser... a to toster... to mikrofalówka...
- Ci mugole maja tyle rzeczy do kuchni. - odezwał się Ron. - czasem zastanawiam się po co to wszystko naszemu tacie.
- Dobrze, że ma jakieś hobby. - próbowała usprawiedliwić pana Weasley Hermiona.
- Tylko, że to hobby jest czasem niebezpieczne. - mruknęła pod nosem mama Ginny, tak aby nikt nie dosłyszał.
Hermiona usłyszała, wiedziała o jakie niebezpieczne eksperymenty chodziło Molly.
Stary latający Ford Anglia. Którym Fred, George i Ron w pewne wakacje polecieli do domu Dursley'ów po Harry'ego. Państwo Weasley mieli też problemy, gdy tym samochodem Ron z Harrym polecieli do Hogwartu.
- Harry zanieś z Ronem to coś wielkiego - wskazała na starą pralkę. - za szopę.
Wszyscy posłusznie wykonywali polecenia. Całą resztę dnia spędzili na sprzątaniu. 
Nagle z domu usłyszeli wołanie Billa.
- Harry!
Spojrzeli na tylne drzwi do Nory. W progu stał rudowłosy chłopak w kucyku i machał ręką na Harry'ego.
- Chodź! Hagrid już jest.
- Na Merlina ! - zawołała Pani Weasley. - Całkowicie zapomniałam, że miał dzisiaj przyjechać. Kolacja !
Ściągnęła gumowe rękawice i popatrzyła na swoich pomocników.
- A wy na co czekacie? Myć się i pomożecie mi.
- Oczywiście. - odezwała się tylko Hermiona i wszyscy poszli do domu.

***

Hermiona sama zeszła do kuchni, ponieważ Ginny zajrzała jeszcze na chwilę do pokoju chłopców.
Kuchnia była cała zadymiona i zaparowana. Czuć było różne zapachy co doprowadziło do tego, że Hermiona jeszcze bardziej zgłodniała.
Pani Weasley skakała od jednego garnka do drugiego cała przejęta.
- O ! Chociaż Ty jesteś. - zawołała gdy zobaczyła w progu dziewczynę. - Hermiono mogłabyś nakryć do stołu?
Dziewczyna podeszła bliżej, dopiero teraz zauważyła, że przy stole siedzi Hagrid z Billem.
Gajowy wyglądał znakomicie. Nadal był tak samo włochaty, ale widać było, że trochę odżył po bitwie o Hogwart.
Rozmawiał o czymś półgłosem z rudowłosym chłopakiem.
Gdy zauważył Hermionę uśmiechnął się do niej, pomachał wielką ręką i zawołał.
- Witaj Hermiono !
Potężny mężczyzna wstał z krzesła i podszedł do dziewczyny.
- Mam dla ciebie te książki, o które prosiłaś panią psor. - powiedział - Dobrze cię znowu widzieć.
Przytulił Hermionę. Dziewczyna odwzajemniła uścisk. Dziewczyna zatonęła w jego ramionach.
Gdy ją puścił powiedział.
- Cholibka, jeszcze się rozkleję. Książki są na stole. - wskazał trzy stare, opasłe tomy.
W tym momencie do kuchni zszedł Harry, Ron i Ginny.
- Harry! - zawołał włochaty przyjaciel i przytulił Harry'ego i Rona.
- Będzie mi was brakować. Nawet tego waszego łamania zasad. - dodał i uśmiechnął się.
Hermiona zauważyła, że pani Weasley zrobiła groźną minę.
- Dasz sobie radę. - odpowiedział Ron.
Wyczuł, że jego mama może zaraz wybuchnąć krzykiem i zmienił temat.
- Siadaj i opowiadaj co u Ciebie.
- Ja odniosę książki i zaraz wracam.
Hermiona odniosła tomy do pokoju i położyła je na łóżku.
Z jednej strony ogarnęła ją wielka ulga, że może już niedługo zacząć ważyć tak ważny eliksir. Lecz z drugiej strony przepełniał ją lęk i niepokój, sama nie wiedziała dlaczego, co było tego przyczyną.
Spięła swoje długie włosy w kok i zeszła do kuchni, aby pomóc przy kolacji.
Słychać było głośną rozmowę o goblinach.
Bill opowiadał Hagridowi jakie to są skąpe i zawistne stworzenia.
Ginny z Hermioną pomagały mamie Rona w przygotowaniu pieczeni.
W miedzy czasie do domu wrócił pan Weasley. Widać było, że był bardzo zmęczony. Molly podeszła do niego i pocałowała go czule w policzek.
- Ciężki dzień w pracy? - zapytał Bill.
- Niestety. Miałem interwencje w południowej części Londynu. Jacyś dowcipnisie zaczarowali skrzynkę na mugolskie listy.
- O ! Witaj Hagridzie. - zawołał radośnie.
Mężczyzna również przywitał się z panem Weasley'em.
Wszyscy w dobrych humorach zasiedli do kolacji.
- Co Cię sprowadza do nas? - zaczął rozmowę Artur.
- Pani psor poprosiła mnie, abym dostarczył kilka książek Hermionie.
- Zdolna czarownica. - Pan Weasley uśmiechnął się do dziewczyny Rona.
Gdy wszyscy skończyli jeść pani Weasley przyniosła Ognistą Whisky.
- Mamo, my nie będziemy pić. - odezwał się Ron. - Idziemy na górę.
Molly podejrzanie spojrzała na najmłodszego syna. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale Harry był pierwszy.
- Jesteśmy zmęczeni pracą w ogrodzie.
- Dobranoc Wszystkim.
- Do zobaczenia w Hogwarcie Hagridzie.
Wszyscy troje pożegnali się z przyjacielem i poszli do pokoju chłopców.
Hermiona jeszcze wróciła się do swojej sypialni po nowo nabyte książki.
Gdy weszła do pokoju Rona zauważyła, że z chłopcami siedzi też George.
- To kiedy wyjeżdżamy do Wojtka? - zapytał rozochocony.
Dziewczyna usiadła na dywanie obok nich. Nic nie powiedziała tylko otworzyła pierwszą książkę 'Eliksiry i ich magiczne składniki'
Przejrzała spis treści i otworzyła gwałtownie pod koniec.
- O ! Mam coś. - spojrzała na chłopców. - Wydaje mi się, że powinnam ten składnik dostać na Pokątnej.
- To jutro na Pokątną. - powiedział Ron uśmiechając się.
- Tak, tak. - odpowiedziała zaglądając do kolejnej księgi 'Średniowieczne eliksiry i co dalej.'
Po chwili zawiedziona odłożyła książkę.
- Dasz mi później te książki? - zapytał George.
- Myślisz, że znajdziesz jakieś ciekawe składniki do swoich produktów? - zapytał zaciekawiony Harry.
- Czemu nie.
- Ciii... Tak wygląda Kwiat Tatrzański. -podstawiła im ostatnią książkę ' Merlin jako mistrz eliksirów.'
Był to mały, drobny kwiat. Jego płatki były śnieżno białe, a listki bardzo malutkie i gęsto osadzone na łodydze.
- Ostatnio go ktoś użył całe sto lat temu. - dodała i posmutniała.
- Damy radę! - pocieszył ją Ron.
- Idę spać. Jutro trzeba jakoś wytłumaczyć waszej mamie dlaczego idziemy na Pokątną.            

 

wtorek, 12 lutego 2013

Dzień pełen sów.

rozdział 13.

Dzień pełen sów.

Było lato, więc wieczór zapadał późno.
Gdy przyjaciele skończyli pracę w ogrodzie, na dworze było już ciemno.
Weszli do kuchni, a za nimi pani Weasley.
- Fleur zrobiła Wam kolację. - wskazała na drewniany stół, gdzie leżał talerz pełen kanapek.
- Macie wszystko zjeść i od razu spać, bo jutro musimy dokończyć pracę. - powiedziała i wyszła.
Hermiona wykończona usiadła na krześle i zjadła swoją część kolacji.
Nikt się nie odzywał. Pani Weasley popołudniu nie dała im spokoju.
Nie mieli czasu nawet przez chwilę porozmawiać.
- Ron, jutro pogadamy. - powiedziała Hermiona ziewając na cały głos.
Rudowłosy chłopak zrobił smutną minę i coś szepnął do Harry'ego.
- My idziemy spać, bo jak jutro nas mama zagoni do roboty to padniemy jak gnomy w ogrodzie. - odezwała się Ginny.
Dziewczyny wstały od stołu i poszły do swojego pokoju.

***

Ginny obudziło mocne stukanie w szybę. Nieprzytomnymi oczami spojrzała na okno. Na parapecie siedziała Świstoświnka z liścikiem przyczepionym do nóżki.
Dziewczyna podeszła do okna i wpuściła do pokoju sówkę.
Świstoświnka zahuczała głośno i podleciała do Hermiony.
- Co się stało? - zapytała przecierając oczy.
- Właśnie przyleciała i ma list. - rudowłosa dziewczyna wskazała na ptaka.
Sowa była wyraźnie zadowolona ze swojej misji.
Dziewczyna usiadła na łóżku i odwiązała wstążkę, do której był przywiązany list.
- Od profesor McGonagall? - zapytała zaciekawiona Ginny.
Przyjaciółka nie odpowiedziała tylko pokiwała głową.
Rozwinęła list i przeczytała.

Panno Granger

Otrzymała list z prośbą o wypożyczenie kilki
ksiąg z działu ksiąg zakazanych. Oczywiście
przez zaistniałe okoliczności prośba została
rozpatrzona pozytywnie. Książek nie wysłałam
przez sowę, ponieważ ta sówka wygląda na nieodpowiedzialną.Jeszcze dzisiaj zostaną 
dostarczone do domu państwa Weasley,
dlatego proszę o cierpliwość.

profesor Minerwa McGonagall.

Hermiona jeszcze dwa razy szybko po cichu przeczytała list.
- Ciekawe czy ktoś przyniesie książki, czy przyśle je inną sową. - powiedziała Ginny.
Przyjaciółka cała roztrzęsiona, przejęta odłożyła list na szafkę.
- Nie wiem. Wieczorem muszę przeczytać je. - odezwała się. - Może jutro na Pokątnej dostanę kilka składników. I zacznę już ważyć.
Przyjaciółki ubrały się i zeszły do kuchni na śniadanie.
- Chłopców jeszcze nie ma . - odezwała się przy blacie panie Weasley.
Była ubrana w robocze spodnie i starą bluzkę. Dzisiaj też mieli wszyscy pracować w ogrodzie.
Przy stole siedział już ojciec Ginny.
- Ja zaraz do ministerstwa lecę. - odezwał się do żony. - Jak będę wracać to muszę zajrzeć jeszcze do Malcolma.
Gdy się wszyscy zeszli do kuchni na śniadanie Artur już się zbierał do wyjścia.
Harry z Ronem wyglądali na bardzo zmęczonych i niewyspanych.
- Jak nas mama dzisiaj będzie tak poganiać to padnę. - powiedział Ron i usiadł przy stole obok Hermiony.
- Dostała list od profesor McGonagall. - odezwała się półgłosem aby pani Weasley nie dosłyszała.
Harry z wrażenia otworzył usta i nie trafił widelcem do środka.
- Masz już książki? - wyszeptał.
- Nie. Ale napisała, że jeszcze dzisiaj je dostanę.
W między czasie słychać było przy stole inne rozmowy.
Charlie rozmawiał z Billem o tym, że za parę dni musi wracać do pracy.
- Niedługo kończy mi się urlop i czas wracać na stare śmieci. Już wysyłają sowy za mną. - powiedział.
- My z Fleur zostaniemy jeszcze trochę w Norze. - odpowiedział Bill. - Trzeb mamie pomóc, bo wiesz w jakim jest stanie emocjonalnym.
Do ich rozmowy strąciła się Fleur.
- Oczywiście, że pomożemy. A później mamy plany wyjechać na trochę do moich rodziców.
Hermiona też usłyszała dyskusję Percy'ego z Molly.
- Percy. Nie ma mowy. Ja mam pełno roboty w domu.
- Ale mamo to jest świetny pomysł taki kurs. - odpowiedział Percy. - Zdobyłabyś więcej doświadczenia.
- Synu nie mamy pieniędzy.
- To jest darmowe. - zachęcał.
Hermiona wtrąciła się do ich rozmowy.
- Wydaje mi się, że Percy ma dobry pomysł. Skoro jest darmowy to warto. - próbowała przekonać panią Weasley.
Nagle gwałtownie coś zastukało, wszyscy wystraszeni spojrzeli na okno w kuchni.
Za oknem na parapecie siedziała duża, puszysta, brązowa sowa.
Stukała mocno dziobem w szybę, aby ktoś jej otworzył.
Do okna podszedł Ron. Wpuścił ptaka i odwiązał jej list od nóżki. Ta dumnie zahuczała i wyleciała przez okno.
- To do Harry'ego. - oznajmił i podał przyjacielowi pergamin.
Chłopak rozwinął i zobaczył koślawe pismo.
- Hermiona, Ron. Chodźmy już na górę. - powiedział.
Wstali od stołu.
- Ale zaraz macie mi tu wracać. Pamiętajcie, że czeka nas dużo roboty w ogrodzie dzisiaj. - zawołała za nimi pani Weasley.
Przyjaciele weszli do pokoju chłopców.
- Od kogo to? - zapytała niecierpliwie Hermiona.
Harry usiadł na łóżku.
- Hagrid napisał. - powiedział uradowany. - Jeszcze nie przeczytałem. - oznajmił, gdy zobaczył pytającą minę Hermiony.
Dziewczyna wyrwała mu list z ręki i przeczytała na głos.

Drogi Harry.

Pani dyrektor McGonagall poprosiła mnie, 
abym dzisiaj dostarczył Hermionie ksiązki.
Bardzo się cieszę, że się spotkamy. Mam 
nadzieję, że znajdziecie więcej czasu dla
mnie, bo dawno nie gadaliśmy. Przylecę
na kolację, więc jakbyś mógł powiadom 
mamę Rona, panią Weasley.

Hagrid.

- Ale super! - wypalił Ron.
- Będę miała już książki.
- Może dzisiaj też ten Wojtek George'owi odpisze. - powiedział uśmiechnięty Ron. - Dzisiaj jest dzień pełen sów.. - zaśmiał się.
- To najpierw do Polski lecimy? - zapytał Harry.
- Tak myślę. - odpowiedziała. - Zależy czy będziemy mogli gościć u polskiego przyjaciela.
Gdy to powiedziała w pokoju rozległ się trzask.
- trzask -
To George teleportował się do pokoju chłopców.
Roześmiany trzymał pergamin w ręce.
- Dzień pełen sów. - zawołał i zaczął się śmiać.
- Właśnie to powiedziałem.
- Od kogo dostałeś list? - zapytał Harry'ego.
- Od Hagrida. Będzie dzisiaj na kolacji. - odpowiedział.
- To super. Teraz Wy zgadnijcie co ja mam w ręce.
- Wojtek odpisał. - zapytała przejęta Hermiona.
George rozłożył pergamin i przeczytał.

George !

Bardzo się cieszę, że napisałeś do mnie. Wiedz
o tym, że bardzo mi przykro z powodu śmierci Freda. 
Mam nadzieję, że Ty jakoś się trzymasz. Gdy przeczytałem
list od Ciebie to od razu oznajmiłem wszystkim w domu,
że będziemy mieć gości z zagranicy. Oczywiście, że 
pomogę Tobie i Twoim przyjaciołom.
Do Polski nie można dostać się poprzez teleportację 
czy świstoklik. Musicie użyć mugolskiego transportu
aby przekroczyć granicę państwa.

pozdrawiam Wojtek.

- Dzieciaki ! - usłyszeli wołanie pani Weasley.
- Trzeba mamie powiedzieć, że Hagrid przyjedzie. - powiedział Ron.
- trzask -
Bez słowa George teleportował się do swojego pokoju.
Troje przyjaciół zeszło do kuchni.